Wywiad z Jimmym Saltem

 

Wywiad z krytykiem sztuki Jimmym Saltem



              Jimmy Salt, urodzony 08.11.1960 roku w Oak Lawn, Illinois, niedaleko Chicago. Felietonista gazet New York Villager,  Artist in the making i The Amazonian. Od 2000 roku deklaruje się jako miłośnik awangardowych tradycji w sztuce. Ma na swoim koncie nagrodę Pulitzera I wiele innych wyróżnień w dziedzinie dziennikarstwa. W młodości studiował mikrobiologię, po dwóch latach zmienił ją na mechatronikę; porzucając ten kierunek  po pół roku poszedł do wojska, z którego wyleciał po trzech miesiącach. W końcu po latach starań zakotwiczenia się w świecie i wielu różnych zawodach przyznał się sam przed sobą, że w duszy jest artystą, choć na Yale trzy razy z rzędu się nie dostał. Spróbował sił w pisaniu i w tej dziedzinie dopiero w wieku 35 lat odnalazł się.


ZAPIS ROZMOWY Z JIMMYM SALTEM


Zapis Kopalny: To od czego zaczniemy?

Jimmy Salt: Może od tego jak bardzo nie cierpię tej wystawy?

ZK: Tak, Twoje stanowisko bardzo głośno wybrzmiało w mediach branżowych, ponoć nawet tacy ludzie jak David Hockney czy Damien Hirst się odezwali. To dlaczego jej nie lubisz?

JS: Bo jest za dobra. I tym sposobem staje się wrogiem samej siebie, bo ciężko uwierzyć, że tak prostymi środkami można osiągnąć tak piorunujący efekt. Ludzie wchodzili roześmiani, a wychodzili płacząc. Nieprawdopodobne.

ZK: Aż tak bardzo traumatyzuje?

JS: Porusza, to na pewno. Kiedy była eksponowana w MoMA byłem tam tylko raz, więcej nie dałbym rady. Musiałbym się leczyć.

ZK: Leczyć?

JS: W wielu osobach wystawa wywołuje skrajne emocje, niekiedy wzbudza ogromną brutalność. W gazecie czytałem o incydencie w którym jeden eksponat ucierpiał, bo odwiedzający postanowił najpierw oddać na niego mocz, a potem skopać go. To drugie na szczęście się nie udało.

ZK: To niesmaczne…

JS: Ale jest w tym pewna spójność! W końcu całe założenie opiera się na przedmiotach brudnych, niechcianych, odrzuconych. Oddać mocz na śmieci? Co w tym dziwnego, kiedy ja pracowałem jako kierowca ciężarówki nie takie rzeczy się działy.

ZK: Mimo wszystko… Ale chcę spytać też jaki element wystawy wzbudza takie reakcje?

JS: Najczęściej jest to część czerwona oraz fragment instalacji z butami. W zasadzie ta część czerwona znacznie mocniej wpływa niż cała reszta, a to dlatego, że wzbudza w odbiorcach dość jednoznaczne skojarzenia. Moi kochani rodacy, mocno wierzący protestanci, ulegają aluzjom do ogni piekielnych, jakichś dziwnych żebrowanych konstrukcji, drutów wystających z puchatych podświetlanych kul i co tam jeszcze. Kojarzy się to pewnie z sektami, UFO, teoriami spiskowymi. My Amerykanie jesteśmy dość prości w konstrukcji, łapiemy się na takie zabiegi. W Europie, szczególnie części środkowej i wschodniej bardziej działają na ludzi te buty, buciki powinienem powiedzieć, bo większość jest dziecięcych rozmiarów. Ma to związek z historią ostatniej wojny, bardzo traumatycznej dla tej części kontynentu. Do tego zapach rozpylany w salach, coś upiornego.

ZK: W wywiadzie przeprowadzonym z Thomasem Nov, krytykiem sztuki z Francji, poruszona została kwestia minionych czasów i aspekt ekologiczny. Jakiś komentarz na ten temat?

JS: Nov jest sentymentalistą, znam go bardzo dobrze. Ma uczuciowe podejście, w tym wypadku to dość dobrze, ale jest zbyt przywiązany do ideałów. Ekologia to jedno, ale to przecież nie jest wystawa dydaktyczna! Przeszłość też już była…

ZK: No ale ta wystawa pokazuje, że nadal odczuwamy jej skutki.

JS: Może i odczuwamy… Ujmę to w sposób dyplomatyczny – zawsze będziemy czuć działania poprzednich pokoleń, nie ma innego wyjścia jeśli chcemy się rozwijać. Nov ma rację mówiąc, że za dużo tego wszystkiego zostaje w ziemi, za mocny wpływ ma na naturę i tak dalej. Ale porozmawiajmy też o wpływie „Zapisu” na świat sztuki i odbiorców!

ZK: To w takim wypadku co się stanie z miastem Gdynia, z którego pochodzi ta wystawa? W jaki sposób określa ona tożsamość miasta? A może jest odwrotnie, może to miasto określa tożsamość wystawy?

JS: Uważam, że „Zapis” jest niezwykle uniwersalny w swoim wydźwięku. Można go łączyć z miastem pochodzenia, racja, są niuanse i znaki wskazujące na to, że wywodzi się z polskiego miasta portowego jakim jest Gdynia. Znam też historię dzielnicy Leszczynki, w której powstał sam pomysł. Ale genialność „Zapisu” polega na tym, że odnosi się do każdego ludzkiego siedliska w którym nastąpił rozwój, czy gospodarczy, czy społeczny; takich miejsc na świecie jest ogromna ilość. Odwołania do kultury powszechnej w znacznym stopniu ułatwiają identyfikowanie się z postulatami wystawy; pomimo różnorodności ludzkich obyczajów Paryż zrozumiał tę wystawę, Tokio zrozumiało tę wystawę, Nowy Jork ją połknął.

ZK: Co się zmieni w świecie sztuki pod wpływem „Zapisu Kopalnego”? Co się zmieni w postrzeganiu materiałów odzyskowych?

JS: Takie materiały już od dawna świętują triumfy w galeriach, Rauschenberg wykorzystywał „śmieci”, Jasper Jones też, Marcel Duchamp korzystał niemal tylko ze znalezionych przedmiotów. Myślę, że zmieni się ton w którym są postrzegane, bardziej będzie się zauważać co można z nimi zrobić zanim się je wyrzuci. Albo czy w ogóle warto się z nimi zmagać zamiast produkować coś przyjaźniejszego.

ZK: Bardzo dziękuję za rozmowę.

JS: Cała przyjemność po mojej stronie.

Komentarze